czwartek, 1 września 2011

Teakwondo



Z racji siedzącego trybu życia, czy to w Warszawie czy w Seulu postanowiłam wraz z koleżanką udać się na jakieś zajęcia ruchowe. Przyszedł mi do głowy odkrywczy pomysł zgłoszenia się do klubu Tea-kwon-do. Jest to narodowy sport koreański, wobec powyższego nie tylko można się trochę poruszać, ale również zapoznać się z tradycją i kulturą Korei. Przy okazji okazało się, że poznałyśmy fajnych ludzi – Koreańczyków ale też i Amerykanów.

Odrobina historii tej szlachetnej i powszechnie znanej sztuki walki.



Teakwondo – zapis w języku koreańskim (태권). Osadzona głęboko w tradycji sztuka walki wywodząca się z Korei. W zamyśle stworzona w celu militarno – obronnych. Jednak szybko styl ten przeniósł się na podłoże cywilne i bardzo sprawnie się w nim zaaklimatyzował.

Nazwa pochodzi od 3 znaków chińskich, poniżej podaję zapis w języku koreańskim : 

tea () – symbol ten oznacza stopę, wszelkie uderzenia stopą bądź techniki wykonywane nogą – w tea-kwon-do kopnięcia są podstawową umiejętnością. Bywają bardzo spektakularne ze względu na dużą ilość kopnięć wykonywanych z wyskoku.
kwon () – symbol ten oznacza pięść, wszelkie uderzenia pięścią bądź techniki wykonywane pięścią – kolejna metoda bardzo przydatna podczas walki, jednym uderzeniem można się skutecznie obronić przed natarciem przeciwnika.
do () – symbol ten oznacza sztukę, drogę, metodę wyrażające osiągnięcie pewnego intuicyjnego stanu w zachowaniu.

Jak w każdej sztuce walki, tak też w Tea-kwon-do wyróżnia się stopnie zaawansowania i umiejętności zawodnika.  Jest 10 stopni uczniowskich tzw. geup i 10 stopni mistrzowskich tzw. dan.
Stopień
Pas
Oznaczenie
10. kup
Pas biały noszony przez początkujących, oznacza czystość i otwartość na wiedzę. Tak jak czysta kartka na której zaczynają się pojawiać umiejętności zawodnika.
9. kup
8. kup
Pas żółty symbolizuje nasionko które zostało zasiane w adepcie Tae-kwon-do lub piasek, jak wiadomo piasek nie jest bardzo stabilny i pewny, tak jak umiejętności zawodnika.
7. kup
6. kup
Pas zielony oznacza roślinę, która pnie się w górę i wypuszcza swoje pędy.
5. kup
4. kup
Pas niebieski symbolizuje niebo, w którego kierunku pnie się roślina.
3. kup
2. kup
Pas czerwony (dawniej brązowy) ostrzega potencjalnych przeciwników przed umiejętnościami adepta, których użycie w walce może być dla nich niebezpieczne, w przyrodzie kolor czerwony jest kolorem ostrzegawczym. Symbolizuje on bardzo wysokie umiejętności przeciwnika.
1. kup
1. do 4. poom
Pas czarny łączy wszystkie kolory i dlatego jest kolorem mistrzów. Jest przeciwieństwem białego, co oznacza wysoki poziom wyszkolenia i wiedzy w tae-kwon-do. Symbolizuje także brak czułości na strach oraz ciemne moce.
1. do 9/10. dan

W strukturze Tea-kwon-do wyróżnia się 4 podstawowe techniki :
1.       Układy formalne
2     Wolną walkę
3.       Techniki samoobrony
4.       Techniki rozbijania twardych przedmiotów

Tak z grubsza można, krótko scharakteryzować tą sztukę walki. W żadnym razie proszę nigdzie się nie opierać na tych wiadomościach, w razie zainteresowania odsyłam wszystkich do zajmujących się tą techniką specjalistów i klubów sportowych.

A teraz trochę własnych przeżyć z treningu nr 1. 



Żeby było zabawniej nie wiedziałam o tym, że to będzie od razu trening. Na początek poprosiłam Panią Koordynator naszego programu uczelnianego o pomoc, w znalezieniu jakiego klubu na uczelni. Oczywiście Pani mi znalazła Klub Tea-kwon-do na Uniwersytecie i powiedziała gdzie się zgłosić. Grzecznie się tam wybrałyśmy, choć po drodze były już pomysły zawrócenia i dania sobie spokoju. Ale jakoś przebrnęłyśmy ten kryzys i doszłyśmy do wniosku, że przecież idziemy tylko zobaczyć jak to jest i przecież nie będą nas na dzień dobry katować. W razie czego po prostu więcej się nie pojawimy i tyle.  Czekałyśmy grzecznie pod salą, pojawiła się cała ekipa trenująca i Pan trener mówi do nas ze nie ma sprawy możemy się oczywiście do nich przyłączyć i żebyśmy się przebrały w stroje. Nasze oczy chyba się zrobiły większe od talerza, ale cóż Trener kazał - to co zrobić ? 

Grzecznie i posłusznie wrzuciłyśmy kubraczki, nie powiem ile śmiechu przy tym było ;) No, ale gotowe na ćwiczenia na sali, ku naszemu zdziwieniu przeszliśmy na teren uczelni, dokładnie mówiąc przed salę gimnastyczną na otwarte powietrze…………. żeby było ciekawiej na bosaka. I tu okazało się, ze są to pierwsze zajęcia po wakacjach, więc specjalnie w tym dniu odbędzie się bieg 20 km na rozgrzewkę (wspomnę tylko, że Seul jest położony na wielu wzniesieniach z czego ciekawostka, rzadko kiedy jest droga w dół – to takie moje spostrzeżenie ;P) Campus jest położony wyjątkowo na największym wzniesieniu………… chyba wszyscy widzicie teraz jaką mogłam mieć minę, pewnie mniej więcej taką  8-/
Żeby było jeszcze weselej, to okazało się że będziemy biec przez środek całego campusu (kocham te moje seulskie upokorzenia – nie dość że człowiek biały, odróżnia się od nich wszystkim to w dodatku jeszcze musi robić wiele razy z siebie głupa ;P) 

No cóż, jak łatwo się domyślić, daleko to nie pobiegłam, może jakieś 300 metrów :) dalszą trasę pokonałam pieszo co też nie było łatwe, ale nie ja jedna miałam problemy, nie czułam się dzięki temu jak ostatnia oferma. Wiele osób nie dawało rady, no oprócz naszego Trenera, który wydawało się, że biegnie jak rusałka po łące i jeszcze w dodatku na wszystkich krzyczy (taka mała motywacja w jego wykonaniu), zarzuca piosenki i karze iść na kolanach pod górę. Sadyzm ? Hmmm…. Podobno szkolenie hartu ducha, wzmacnianie siły i poczucia jedności i trzeba przyznać, że chyba coś w tym jest. Jak się zresztą okazało, bieganie jest tylko w poniedziałki, wiem już na jaką godzinę przychodzić żeby ominąć to cudowne wydarzenie ;)

W każdym razie jakoś przeszłam trasę biegu, wróciliśmy na salę. Ćwiczyłyśmy grzecznie we 3 – bo we 3 byłyśmy pierwszy raz. Podstawowe rzeczy, odpowiednia postawa, podskoki, kopnięcia. Trener ma chyba jak na koreańskie możliwości anielską cierpliwość (generalnie podobno Azjaci z niej nie słyną). Ćwiczył z nami, korygował błędy. Miałyśmy też okazję przyjrzeć się starszym stażem kolegom, którzy mieli sparingi. 

Po obejrzeniu tych występów stwierdziłyśmy że chyba my to nawet po roku nie dojdziemy do choćby minimalnych umiejętności jakie oni mają. Z czego (mam nadzieję że to był żart) Trener powiedział, że za 20 dni będziemy walczyć na sparingach – to na pewno był żart. Taki kolejny sadystyczny w jego wykonaniu ;)

Czas nam miło upłynął, choć nie było łatwo. Byłam pewna, że moja koleżanka zabije mnie za ten wspaniały pomysł zapisania się do klubu, jednak i na nią i na mnie wszystko to razem wzięte podziałało bardzo motywująco, więc postanowiłyśmy na dobre uczestniczyć w zajęciach, 3 razy w tygodniu, jeżeli damy radę pogodzić wszystkie obowiązki i nie paść z wykończenia po drodze. 

Tymczasem przebrałyśmy się grzecznie w ubranka i chciałyśmy wychodzić gdy Pan Trener zaprosił nas na uroczystą kolację, rozpoczynającą rok akademicki i równocześnie inaugurujący rok nauki Tea-kwon-do. Z przyjemnością się zgodziłyśmy, choć nie powiem w jakim stanie byłam, mówiąc delikatnie wilgotność ciała bliska 250%. Ale jak nam powiedziano : nie musisz być atrakcyjna na zajęciach, po pewnie też nie ;) Ale co tam grzecznie zapraszają to nie wypada odmówić. Olśniło nas, że tak jakby nie jadłyśmy obiadu, nic prócz jogurtu rano. Tak byłyśmy zaaferowane zajęciami i przejęte nimi, że nawet nie czułyśmy głodu przez tyle godzin.

Wobec powyższego poszliśmy do restauracji i tam ugoszczono nas jak prawdziwych członków ekipy. Zresztą jak się dowiedziałyśmy, w Tea-kwon-do tak jest, ze najważniejsza jest grupa, wszystko robi się razem. Jak jeden nie może, to reszta mu pomaga. Współpraca i jedność grupy to podstawa. 

Było bardzo miło i przyjemnie. Zresztą nasi nowi znajomi chcieli bardzo chętnie porozmawiać z nami i Amerykanami w celu szkolenia sobie angielskiego. W którymś momencie zaczęło to wyglądać jak nieustająca randka w ciemno ;P hahahahaha co 15 minut zmiana na innego Koreańczyka i następny szkoli sobie angielski ;) ale dzięki temu porozmawialiśmy prawie ze wszystkimi, bardzo sympatyczni młodzi ludzie (bardzo młodzi………. żeby była jasność baaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaardzo młodzi). Doszłyśmy do wniosku, że jesteśmy dla nich istną atrakcją. Nie dość że z innego kraju, władamy tylko angielskim, to jeszcze w dodatku jesteśmy już w podeszłym wieku ;) Ale co tam, fajnie jest poznawać nowych ludzi, dzięki temu poznaje się obyczaje, kulturę i zwyczaje. Doświadczeń przeżytych na własnej skórze nie odda żadna teoria książkowa.

Wracając do akademika stwierdziłam, ze mogłabym iść na kolejny trening (nie wspomniałam, że ten pierwszy w ramach wyjątku trwał od 17 do 21). Wesoła, rozluźniona, zmęczona weszłam do pokoju, ogarnęłam się i poszłam spać zadowolona, że tak spokojnie i bez większego trudu przeszłam ten pierwszy trening. Choć wydawało mi się to podejrzane…… i słusznie, bo jak obudziłam się na następny dzień rano czułam się jak przejechana przez 100 ciężarówek. Czułam każdy mięsień, niektóre w takich miejscach, o których nie podejrzewałabym nawet występowania mięsni ;) 

Co prawda stopy całe – żadna się nie skaleczyła ani nie ucierpiała podczas marszu gołostopnego. Ale za to mięśnie dały o sobie znać. Choć mam nadzieję, że z czasem będzie lepiej. Po całym dniu chodzenia czuję się już w formie, ale za to niedługo kolejny trening, z Panem Trenem, który mimo swojej władczej postawy i ogólnego wzbudzania szacunku wśród uczestników, mi wydaje się śmieszny i muszę bardzo nad sobą panować żeby nie wybuchnąć śmiechem jak krzyczy, że nie wspomnę że czuję się jak w Seksmisji, parafrazując słynne : „kobieta mnie bija” -  Szczyl się nade mną znęca ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz