środa, 7 września 2011

Ciekawostki z życia – część pierwsza :)


Na początek wybaczcie, że tak długo nic nie pisałam, ale miałam szalony tydzień, a jeszcze się nie skończył ;)



Dzisiaj za to o małych ciekawostkach, jakie miałam okazję zaobserwować w trakcie już prawie 4 – tygodniowego pobytu w Seulu. Tak, tak moi kochani już prawie miesiąc :) ale szybko czas mija, jak tak zleci rok, to nie wiadomo kiedy, a zaraz będę w domu.  



Ciekawostka nr 1 – restauracja z jej innowacyjnymi pomysłami



No, innowacyjne to one są dla nas, ale nie dla miejscowych. Prawie w każdej restauracji, czy barze (choć nie ma tu takich stricte barów jak u nas, bardziej coś jak pijalnie) na każdym stoliku znajduje się mały, magiczny przycisk. Do czego ? Proste. Do wezwania kelnera. Nie trzeba szukać go wzrokiem po sali, wykonywać jakichś dziwnych gestów ani nic tym podobnego. Wystarczy nacisnąć przycisk, obsługa przychodzi i spokojnie zamawia się to co jest w menu. Niestety nie we wszystkich miejscach są menu w obu językach (koreańskim i angielskim), ale często są obrazki jedzenia, obsługa zna 4 słowa na krzyż więc da się dogadać, albo subtelnie wskazuje się na stolik obok i stosuje body language, że chce się to samo co tam ;) zawsze można się bez problemu porozumieć. Na początku martwiłam się o to jak tu można sobie poradzić z takimi rzeczami, ale jak na razie uważam, że nie ma żadnego kłopotu w porozumiewaniu się.
Przy okazji zamawiania jedzenia, wszystko jest skrupulatnie zaznaczane co klient zamawiał, na małej rozpisce z daniami z karty. Bardzo mądra metoda, widzisz co zamawiasz, ile to kosztuje i nie ma potem problemu z jakimiś niejasnościami. Bardzo przejrzysta metoda na obsługę klienta.



Kolejnym ciekawym rozwiązaniem są grille w stołach. Super sprawa, można sobie samemu usmażyć mięsko, jak się chce. Do tego nad stołami zamontowane są pochłaniacze. Co prawda trochę to przeszkadza w utrzymywaniu kontaktu wzrokowego z rozmówcą, ale za to widok restauracji z takimi wiszącymi srebrnymi rurami niezastąpiony. Jakby 30 trąb słoni wisiało podczepionych do sufitu :)



Ciekawą rzeczą jest też to, że w bardzo wielu restauracjach są metolowe pałeczki do jedzenia. Teraz już podobno część restauracji odchodzi od tego pomysłu, z racji problemów z ich posługiwaniem się. Wypierają je plastikowe pałeczki, rzadko kiedy drewniane, ze względów ekologicznych – ochrony drzew. Podobno tylko w Korei je się metalowymi pałeczkami, z tego co się dowiedziałam w innych krajach Azji nie jest to przyjęte. Wobec powyższego człowiek czuje się od razu lepiej jak widzi innych Azjatów też mających problem z jedzeniem ;) Ale trening czyni mistrza, także już niedługo na pewno nie będę upuszczać jedzenia na podłogę, bądź na bluzkę, niestety niektóre już są naznaczone spożywanymi przeze mnie potrawami ;)
Wspomnę jeszcze o różnego rodzaju (co się tylko zamarzy) barach szybkiej obsługi na ulicy. W ruchliwych i często odwiedzanych miejscach stoją jedne przy drugich, oferując począwszy od różnie przyrządzonych ryb do pieczonych kasztanów, kramy z jedzonkiem. Bardzo smacznie i bardzo niedrogo :)




Ciekawostka nr 2 – baaaaaaaaaaaaaaaardzo małe stopy



Zawsze uważałam, że mam małe stopy. Rozmiar europejski 38 nie należy do wybitnie dużych, jednak w Korei jest to już jeden z większych rozmiarów ! Na szczęście nie mam jeszcze większej stopy, bo kupienie butów graniczyłoby z cudem. Koreanki nie są za wysokie, w związku z tym stópki też mają malutkie, sądząc po rozmiarówce najpopularniejszym rozmiarem jest 36. Kto ma małą stopę zapraszam do raju butowego :) choć tu przestrzegam, że wygląd butów potrafi zaskakiwać. Platformy i gigantyczne obcasy – nawet jak dla mnie, a wiecie że należę do fanek wysokich obcasów – tu są normą. Nie mam pojęcia jakim cudem Koreanki chodzą w tych butach, choć przyglądając się na ich chód na ulicy dochodzę do wniosku, że kompletnie nie potrafią chodzić na obcasach, wygląda to jak straszna męczarnia. Ofiary mody ? Poza tym, Seul to miasto położone na dość wysokich wzgórzach jak już wspominałam i przyglądanie się jak dziewczęta chodzą tutaj po ulicach boli nawet mnie od samego patrzenia. Bardzo się im dziwię, no ale widać dążenie do bycia trochę wyższym – wyróżniania się czymkolwiek – jest silniejsze. A jeżeli mowa o wyróżnianiu się to żeby nie skłamać najlepszą metodą jaką Azjaci na to wymyślili jest albo farbowanie włosów (to ta delikatniejsza forma), albo operacje plastyczne (to już bardziej inwazyjne). Zresztą reklamy operacji plastycznych można spotkać wszędzie, oczywiście największą popularnością cieszy się operacja powiększania oczu. Bardzo silny jest tu kult „okrągłego oka”. Wszystkie plakaty, reklamy, obrazki, dosłownie wszystko patrzy powiększonymi przez grafików oczami. Niestety jak wszyscy Azjaci, Koreanki też zamiast ze ślicznym (moim zdaniem) skośnych oczu zrobić atut, wolą na amerykańsko-europejską modłę przerobić sobie wygląd inwazyjną i ryzykowną operacją plastyczną. 

 

Dalsze zaobserwowane ciekawostki w następnych wpisach - już nie długo :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz