środa, 28 grudnia 2011

Egzaminy – sesja








Zbierałam się dość długo żeby napisać coś na ten temat. Jak wiadomo dla każdego studenta jest to nieciekawy czas w życiu (a od 4 miesięcy ponownie jestem studentką – pełną gębą ;)), co też powodowało, że podchodziłam do tego tematu jak do przysłowiowego „jeża”. 

Dzisiaj ostatecznie sesja, egzaminy i wszelkie ocenianie dobiegło końca, wiec postanowiłam napisać jak to wszystko wygląda na KU. 



Po pierwsze jak łatwo się domyśleć zdecydowanie inaczej niż u nas w Polsce. O ile to że prawie wszystko odbywa się elektronicznie nie jest jakimś wielkim zdziwieniem, choć ja pamiętam co innego z czasów moich pierwszych studiów (widać straszny już ze mnie dinozaur), to 4 sesje egzaminacyjne w ciągu jednego roku mogą z lekka zszokować, co też uczyniły ze mną ;)



Sesja jesienna, zimowa, wiosenna i letnia. Troszkę tego się zbiera jak na 10 miesięcy nauki. Tyle mniej więcej mi wyszło odliczając wszelkie wolne dni. Żadna z tych sesji nie jest traktowana ulgowo, normalnie odbywają się egzaminy, trzeba napisać prace zaliczeniowe, przedstawić prezentacje z wybranego przez siebie tematu z zakresu przedmiotu. I tak w sesji jesiennej miałam : 2 egzaminy + język koreański, do tego na bieżąco 3 prezentacje. W sesji zimowej : 1 egzamin + 3 prezentacje + 3 prace + język koreański. Biorąc pod uwagę, ze semestr trwa około 2,5 miesiąca to tempo całkiem szybkie i sporo do zrobienia. Wydaje się to niezbyt dużym obciążeniem, ale kiedy wszystkie terminy nakładają się na jeden czas, trzeba wymyśleć problemy do rozwiązania we własnym mieście (co uwierzcie mi nie jest takie łatwe – bo jak widzę to wcale ich nie mamy za dużo, albo wręcz wcale), nagle człowiek łapie się na tym ze nie wie w co ręce włożyć.  Planowanie i strategia ma tutaj spore znaczenie ;) wiadomo, że należy wtedy odłożyć wszelkie spotkania towarzyskie – pokusy jako takiej i tak nie ma, bo jeżeli chodzi o znajomych (koreańskich) to wszyscy w tym czasie robią to samo co wy – czyli zakuwają po dniach i nocach….. ok robią dużo więcej, o wiele wiele więcej niż zwykły student (czytaj ja) ;)

W tym momencie chyba wypada powiedzieć jak wygląda życie studenta na KU. Biorąc pod uwagę że Korea University to jeden z najlepszych uniwerków w Seulu, że konkurencja tutaj jest przeogromna (nigdy w życiu nie widziałam takiej ilości przyszłych studentów, jak podczas egzaminów na KU – kolejka do wejścia do metra sięgała co najmniej ok. 700 metrów, człowiek przy człowieku, cała szerokość chodnika i korek do wejścia do metra, a uwierzcie mi tutaj metro może pomieścić niesamowitą ilość ludzi, bo jest naprawdę duże). Biorąc pod uwagę także to że dobrze wykształcone dzieci, to także spokojna starość dla ich rodziców (opieka, socjal oraz emerytury nie są na najwyższym poziomie w Korei – to dość ciężki kraj do życia dla starszych osób, dlatego starsi polegają na opiece swoich pociech). Presja z ich strony jest ogromna. Dzieci uczy się już od małego konkurencji, kto jest najlepszy (nawet w zamówieniu pizzy – która lepsza ;) zdarzyło mi się to, nie zmyślam – musiałam powiedzieć kto zamówił lepszą pizzę ;)), kto przystojniejszy (te pytania są na porządku dziennym – już przywykłam), kto ładniejszy, kto lepiej mówi po angielsku, kto więcej zapamiętał po polsku…… etc. naprawdę jest tego sporo. Choć z drugiej strony patrząc, nie dziwi taka konkurencja, bo różnica nawet jednego punktu na egzaminie decyduje o całej ich przyszłości i ich rodzin. Dlatego też studenci wypruwają z siebie „ostatnie flaki” żeby tylko wypaść jak najlepiej na wszelkich egzaminach. A wiadomo że nie każdemu będzie to dane. 

Wracając do mojego programu studenckiego, można powiedzieć że jest on całkiem luzacki. Więc w  trakcie sesji kampus pustoszeje, akademiki i biblioteki za to są przepełnione i pracują non stop, na najwyższych obrotach. 

System ocen jak też łatwo się domyślić wygląda zupełnie inaczej niż u nas. Nie ma skali ocen od 2 – 5, tylko obowiązuje system literowy F – A. Wiele rzeczy jest wręcz żywcem przeniesione z amerykańskiego systemu edukacyjnego, ale to nie powinno dziwić bo Koreańczycy bardzo mocno we wszelkich strefach życia biorą przykład ze Stanów. Dopiero w ostatnim czasie polityka troszkę się zmienia i zaczyna kierować swoją uwagę na rozwiązania stosowane w Europie. Ale jeżeli chodzi o egzaminy, oby jednak nie brali za dużego przykładu ze starego kontynentu, bo uważam że ten system jest akurat całkiem dobry i Europa, szczególnie Polska, może brać z niego przykład.

Choć jedno co się nie zmienia to doktoryzowanie się i profesura naszych wykładowców w Stanach Zjednoczonych. Choć muszę przyznać, że gdy przedstawiają swoją karierę naukową to szczeka opada, są bardzo dobrze wykształceni, na naprawdę jednych z lepszych uczelni w USA, to robi wrażenie. A jeżeli nie mają tytułu naukowego, to uczelnia stara się zatrudniać pracowników-urzędników wyższych szczebli, tak żeby mogli się podzielić swoją wiedzą i doświadczeniem. Gościnne wykłady prowadzą osoby z rządowych instytutów czy też wręcz ze szczebla rządowego. 

Ciekawostką jest także ogłaszanie wyników. Po skończonych egzaminach, pracach, prezentacjach w sesji jesiennej tylko jeden profesor pokazał nam wyniki egzaminu. Jak się dowiedziałam nie ma tutaj zwyczaju ogłaszania wyników studentom. Zależy to od profesora, powie lub nie. Czasami trzeba go o to poprosić, a czasami po prostu nie powie, chyba ze się nie zdało.  Tego dowiedzieliśmy się od naszych koreańskich przyjaciół, bo dla profesorów wydaje się to tak oczywiste ze nawet nie zwrócili na to uwagi ;) W sesji zimowej za to wszystkie oceny mogłam zobaczyć w systemie uczelnianym, ale najpierw obowiązkowo musiałam wypełnić ankietę tzw. evaluation, w którym oceniałam  pracę profesorów, ze wszystkich przedmiotów. Bez tego nie mogłam zobaczyć swoich ocen. Całkiem mądra procedura, daje ona również pewien ogląd sytuacji dla uczelni, w sprawie prowadzenia zajęć przez ich pracowników. W Polsce jeszcze nie miałam okazji zetknąć się z czymś takim, a jak już to raczej z ankietą papierową, którą musiałam wypełnić w 5 minut. Niezbyt wygodne rozwiązanie. Na KU na spokojnie, siedząc sobie z akademiku przy komputerze zamieściłam opinię o każdym z wykładowców.

I tak to skończyła się jak na razie sesja, a ja grzecznie uczęszczam na kolejne zajęcia, a już niedługo kolejne wyzwania przede mną ;)

2 komentarze:

  1. O cholewcia, mój komentarz z wczoraj się nie dodał.

    A pisałam, że to bardzo ciekawe co napisałaś o sesji i systemie edukacji w Korei.
    Oraz o tym, że u nas system oceniania wykładowców dopiero raczkuje i zapewne jest nie w smak niektórym profesorom :-)

    I pytałam też jak spędziłaś święta i Sylwestra na obczyźnie.

    Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajno, cieszę się że choć troszkę mogę przybliżyć pewne tematy, choć wiadomo ze to nie wyczerpuje zakresu. Ale ciesze się że jest to choć trochę ciekawe.

    Zgadzam się że u nas profesorom chyba nie bardzo podoba się ten pomysł - na pewno tym starej daty. Ja osobiście uważam że to świetny pomysł i o ile nie miesza się do tego osobistych wywodów, to jest to super metoda na sprawdzenie nawet tak dla samego siebie jak się prowadzi zajęcia.

    Co do świąt i sylwestra, chyba zdecyduje się zamieścić post, choć ani jedno ani drugie wielkim wydarzeniem, ale o tym "sza" jeżeli mam coś napisać ;)

    OdpowiedzUsuń