niedziela, 13 listopada 2011

Teakwondo Turnament – 5-6 listopada 2011 r.





Tak, tak to musiało w końcu nastąpić. Oczywiście nikt mnie nie zmuszał, nie naciskał, nie trzymał pod lufą żeby zgłosić swoje uczestnictwo w turnieju, niemniej jednak jak to mawiają Koreańczycy oczywiście że weźmiesz udział, przecież nie może być inaczej. Wszyscy będą w tym uczestniczyć, jesteś członkiem klubu, musisz poczuć tą atmosferę, być jak wszyscy, przeżywać to samo – jesteśmy przecież rodziną.




No i weź tu człowieku się „postaw”. Nie da rady. Koreańczycy nawet jak są mili i sympatyczni tą wciąż są bardzo asertywni, człowiek nie jest w stanie im odmówić, bo trzeba by było już przejść do stanu kłótni, a przecież człowiek nie przyjechał się tu awanturować.




Wobec powyższego dumę, honor, zadziorność, upór, bunt i wszelkie inne cechy schowałam już kilka razy do kieszeni (ale nie myślcie sobie, że pozbyłam się tych cech na zawsze ;P ). Grzecznie powiedziałam, że oczywiście z wielką przyjemnością i ciekawością wezmę udział w turnamencie. Przecież to nic takiego………… khem khem no tak nie do końca, jak się okazało ;)








Nerwy zżerały mnie już tydzień przed, jak łatwo się domyślić po 2 miesiącach nauki tej szlachetnej sztuki walki wciąż moje wyniki nie są satysfakcjonujące, rozciągnięcie wciąż za małe, kopnięcia wciąż niedoskonałe. Nie wiem ile czasu mi to zajmie, ale jak na razie zapału nie brakuje.










Wracając do turnamentu. Jak się okazało, bo oczywiście nie byłam tego świadoma, swój udział zgłosiły prawie wszystkie kluby teakwondo w kraju……………. taki tam szczegół o którym zapomniał zapewne wspomnieć nasz zastępca kapitana. Podejrzewam, że specjalnie to zrobił. Więc łatwo sobie wyobrazić ilość zawodników no i poziom jaki reprezentowali.






Na sali przesiedzieliśmy cały weekend, zgłoszonych było ponad 800 zawodników, więc wiadomo że tak szybko się to nie rozegra. Ale nie spodziewałam się tam przesiedzieć 2 dni na tyłku w tym samym miejscu ;)











Urozmaiceniem był pokaz drużyny reprezentacyjnej w teakwodno, która jak dla mnie robiła wręcz niemożliwe rzeczy. Patrząc na nich piałam z zachwytu, jak człowiek potrafi fantastycznie wyćwiczyć swoje ciało, odruchy. Niesamowite wrażenie, zdjęcia to nie wszystko, jednak na żywo taki występ robi największe wrażenie. Kopnięcia, całe układy, taniec w połączeniu z ciosami, niesamowite.















Zabawa, perfekcja, lata ćwiczeń i poświęcenie, a także talent i umiejętności – to wszystko w połączeniu daje niesamowite efekty i robi olbrzymie wrażenie.

















Może kiedyś uda mi się nauczyć choć 1/10 tego co potrafią oni. Choć nie wiem czy jest to możliwe, aby dojść do takiej perfekcji większość zawodników trenuje już od dziecka, a nie od wieku niemalże średniego w jakim ja jestem ;) Ale co się nauczę to moje.







Co do samej walki, nasz klub nie zaprezentował się wyjątkowo dobrze. Kilka osób wygrało parę walk, ale generalnie nasz poziom nie był oszałamiający. Bywa i tak, raz jest lepiej a raz gorzej.







Ja w każdym razie swoją walkę przegrałam. Nie ma tragedii, w końcu to pierwsze zetkniecie z poważniejszymi zawodami w teakwodno w dodatku po 2 miesiącach nauki. Przegrałam 5:3 więc nie najgorzej. Choć jak patrzę na zdjęcia to jak dla mnie wyglądałam i ruszałam się jak Pokemon ;) ale generalnie mam do siebie wiele zastrzeżeń więc czego tu wymagać. Tragicznie nie było, dobrze też nie.







Jak to powiedział mój przyjaciel z klubu – od jutra ćwiczymy kopnięcia :) a znając jego tak będzie/było.  Mały sadysta. Nie dość że jest najsłodszym stworzeniem jakie widziałam na ziemi, to w środku ma potwora, który zmusza mnie do ćwiczeń. Z tą swoją słodką buźką podchodzi do mnie i swym słodkim głosem mówi : „ćwicz – teraz” ;) I tyle z nim rozmowy – mój ulubieniec – Baby face killer ;P



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz